Ułatwienia dostępu

DZIEŃ W MUZEUM/A DAY AT THE MUSEUM

DZIEŃ W MUZEUM
Na początku spektaklu artyści zastrzegają, że prezentowana sztuka nie ma charakteru politycznego. Jednocześnie przybiera ona postać jeszcze bardziej futurystyczną niż u Majakowskiego, bo już na początku spotykamy całkiem współczesną młodzież, która wybiera się na wycieczkę do muzeum. Muzeum początku XX wieku w Związku Radzieckim – muzeum komunizmu epoki Nowej Ekonomicznej Polityki.
Młodzi ludzie sami wskrzeszają dinozaury tamtych czasów: na scenie pojawia się Aurora, traktory, przywódcy tamtych czasów czy nepmeni, mówi się o walce klas i wykonaniu planu. A całą wewnętrzną pustkę i okrucieństwo tamtych czasów komentuje,  przebrany w swój ulubiony strój Smutnego Klauna, Aleksander Wertyński.
Jednocześnie obserwujemy historię Prisypkina, który sprzeniewierzył się ideałom rewolucji i chociaż uwiódł przodownicę Zoję, to jednak zdecydował się na małżeństwo z właścicielką zakładu fryzjerskiego, więc – uwaga właścicielki zakładów fryzjerskich! – burżujką, osobą bogatą i zepsutą. I nawet nie wiadomo, czy
biedna Zoja zdecydowała się na samobójstwo z powodu ciąży, czy może jednak z powodów bardziej ideologicznych…
Trudo uwierzyć, ale cała ta historia opowiedziana jest niezwykle barwnie i z olbrzymim poczuciem humoru. Zderzenie stylów muzycznych: muzyki współczesnej z pieśniami rewolucyjnymi i wyrafinowanymi piosenkami Wertyńskiego daje efekt komiczny, choć czasami skłania do lirycznej zadumy. Kolorowa scenografia, w której proste elementy stają się oknami, pociągami czy traktorami cieszy oczy i każe podziwiać inwencję twórców. Podobnie jak kolorowe lalki, głównie pacynki, które stanowią nie tylko komentarz do tamtych czasów, ale też radzieckiej tradycji teatru lalkowego. A już całkowitym hitem jak dla mnie był tańczący stolik, który może – choć nie musi – stanowić komentarz do przeróżnych stołów, pojawiających się ostatnio masowo na polskich scenach. Były różne, ale chyba żaden tak roztańczony!
Jak wspomniałem, artyści zastrzegli na początku, że nie grają sztuki politycznej i że będą opowiadać o relacjach międzyludzkich. O zdradzonych kobietach. O ludziach, którzy się sprzedają, żeby trafić do „wyższej’ klasy. O lizusach. Bo to właśnie łączy pokolenie tamtych czasów ze współczesnym. Młodzi ludzie nie znają się obecnie na komunizmie. Jest on dla nich czymś w rodzaju dziwacznej instalacji, którą widzą na końcu sztuki. Komunizm, walka klas, stachanowcy to już dla nich jurajska przeszłość.
I bardzo dobrze.
Krzysztof Puławski


A DAY AT THE MUSEUM
At the beginning of the play the artists warn us that their play is not political in character. At the same time it becomes more futuristic than in Mayakovski’s vision because we have here contemporary youth visiting the museum. The museum of Soviet Union and communism.
Young people resurrect the dinosaurs of the past. On the stage there appear Aurora, tractors, communist leaders or ‘nepman’ (see Wikipedia); they talk about
the class struggle and the economic plans. And it is Alexander Vertinsky dressed as the Sad Clown who comments on the emptiness and cruelty of those times.
At the same time we follow the story of Priskripkin who went against the revolutionary ideals. At first he wooed the real communist Zoya, but then he decided to marry a hairdresser who had her own business, which meant that she was mean and bourgeois. And we have to guess if poor Zoya decided to commit suicide because she was pregnant or due to some more ideological reasons…
It’s hard to believe but the whole story is told with charm and sense of humour. The clash of musical styles (contemporary rock, communist songs and Vertinsky’s ballads) is comical and sometimes very touching. Colourful scenography whose simple elements become windows, carriages or tractors is real fun and it really shows the inventiveness of the artists. The same is true about puppets, mostly hand puppets, who are not only a comment on communist times but also the whole tradition of Soviet puppet theatre. And for me the real hit was the dancing table. We may treat it as a comment on many tables that we have had recently on Polish stages. There were so many here, but none of them was dancing!
As I mentioned at the very beginning, the artists said that this is not a political play, but the one about human relationships. About betrayed women. About people who do their best to be promoted to the ‘higher’ class. About crawlers. These are the things that join different generations. Young people don’t know much about communism nowadays. For them it resembles awkward installation which they can see at the very end of the play. Communism or class struggle is Jurassic past for them.
And it is very good.
Krzysztof Puławski